Nie warto czekać z marzeniami i planami, bo życie masz jedno – Oliwka Prusek

Cześć! Może pamiętacie mnie z poprzedniego artykułu. Nazywam się Oliwka i jestem wolontariuszką Europejskiego Korpusu Solidarności w miejscowości Škofja Loka w Słowenii. Tematem przewodnim, o którym będę dziś pisać, jest przede wszystkim przygoda! O moim programie opowiedziałam już wszystko poprzednim razem, więc nie będę się powtarzać ? Cztery miesiące temu opisałam okoliczności i początki mojego wolontariatu (możecie przeczytać o tym na blogu Schuman Volunteers), a dziś przybywam do Was z czymś zupełnie świeżym i nowym, co przyszło mi do głowy, gdy Maria poprosiła mnie o nowy artykuł.

Czy macie jakieś poszczególne marzenia, których boicie się spełniać? Ochotę na poznanie czegoś nowego, odkrycie siebie? Boicie się osądów ze strony rodziny czy znajomych? Z własnego doświadczenia wiem, że im dalej jesteście od tych oceniających wypowiedzi i dość nieprzychylnych spojrzeń insynuujących, że oszaleliście, tym łatwiej wyzbyć się tego głosu mówiącego Wam, żeby dać sobie spokój z nowymi przeżyciami, bo co inni powiedzą. Słowenia jest już moim trzecim dłuższym (i zarazem najdłuższym) doświadczeniem zagranicznym, a każde z nich otwierało mnie na świat coraz bardziej.

Muszę przyznać, że środowisko wolontariuszy to najbardziej otwarta i akceptująca grupa ludzi, z którymi jak dotąd się spotkałam. Nikt raczej nie jest tu z przypadku, a atmosfera znacznie różni się od tej na Erasmusie. Jak mój znajomy zauważył, „jerks do not usually participate in this kind of programmes”. Ale nie zbaczając z wątku, jednym z najważniejszych elementów tej otwartości, jest dla mnie dzielenie się pomysłami na przyszłość i wspieranie się w nich. Dla osoby postronnej, wszystkie nasze plany mogą wydawać się szalone. Chcesz złożyć papiery do czeskiego NGO w Iraku? Świetnie, pomogę Ci zredagować Twój list motywacyjny. Chcesz przejść odcinek Camino od Budapesztu do Santiago? Może mam po drodze znajomych, którzy mogliby Cię przenocować. Może zwiedzimy razem Bałkany z plecakiem? Poznałam generację młodych Europejczyków, którzy zamiast kopać pod sobą dołki na drodze do korporacyjnego sukcesu, wolą podążać za tym co szepcze im intuicja. Zawsze znajdzie się droga lub sposób, żeby coś osiągnąć albo spełnić jakieś marzenie, a jak nie drzwiami to oknem.

Przebywając w tak zróżnicowanym środowisku, zawsze znajdzie się jakiś plan, jakaś fascynująca propozycja, coś ciekawego do zobaczenia i do zrobienia. Dosłownie – ahoj, przygodo! Podczas projektu zrobiliśmy naprawdę wiele szalonych (ale też mniej szalonych, a po prostu fascynujących) rzeczy. Chodzenie w zimę po górach, kąpanie się w jeziorach podczas gdy padał śnieg, oglądanie na żywo skoków narciarskich, kąpanie się w morzu w Portorožu o 3 rano, darmowy koncert słoweńskiej reprezentacji eurowizji… Ja weszłam również na dwutysięczną górę kompletnie bez wyrobionej kondycji, bo uparłam się jak osioł, że dam radę. I dałam. Naprawdę, bardzo długo by wymieniać. Niedługo będę na swoim pierwszym kempingu i już nie mogę się doczekać, bo jest to kolejna nowa rzecz, którą chcę zrobić.

Moim osobistym celem i marzeniem na ten projekt jest zobaczenie wszystkich krajów ex-Jugosławii. Ale nie tylko na zasadzie, że trzasnę stolicę i koniec. Chcę zwiedzić je dokładnie, spędzić tam trochę czasu i faktycznie poznać nieco kulturę. Na ten moment byłam już w Chorwacji, Serbii, Bośni i Czarnogórze. Dokładniej muszę na pewno nadal przyjrzeć się Chorwacji (byłam tylko w Zagrzebiu, Rijece i Zadarze), ale w planach na bardzo bliską przyszłość mam również Macedonię, Kosovo i możliwe, że Albanię. Wyjazdy do Bośni i Czarnogóry były niskobudżetowe i pełne przeżyć. Od biletów lotniczych za 30 euro do kawy za 50 centów i autokaru relacji Lublana-Sarajewo stojącego 4 godziny na granicy z Chorwacją. Spaliśmy na lotnisku w Zagrzebiu i na drodze panoramicznej do Podgoricy wybuchła nam opona w autokarze. W bośniackiej wsi przez godzinę szedł za mną szczeniak i sprawdzałam już nawet procedury zabrania go ze sobą do Słowenii. W Sarajewie widziałam najpiękniejszy w moim życiu zachód słońca, a w Visoko wspięłam się na bośniackie piramidy. Próbowałam również oryginalnej bośniackiej kawy, czarnogórskich kiełbasek i najlepszej, oryginalnej baklavy. Moje przeżycia były i słodkie i gorzkie, bo właśnie takie powinny być. Podróż to dla mnie spektrum doświadczeń i emocji, nie jedna monotonno-radosna płaszczyzna.

Nie warto czekać z marzeniami i planami, bo życie masz jedno. Co z tego, że ktoś Cię oceni albo powie, że Ci się nie uda – nie żyj według czyichś stref komfortu, rozszerzaj i buduj definicje i granice swojej własnej. Nikt inny nie jest w Twoich butach. Gdyby naszym przeznaczeniem było zostać na zawsze w jednym miejscu, mielibyśmy korzenie zamiast nóg.

Oliwka Prusek, wolontariuszka w Škofji Loce w Słowenii