Projekt EKS w Słowenii oczami Oliwki

Živjo, kako si („cześć, jak się masz”)? Jestem w Słowenii już 5 miesiąc i mogę śmiało powiedzieć, że to
jedna z większych przygód mojego życia. Mój projekt będzie trwać mniej więcej 12 miesięcy, a
przeprowadziłam się tu we wrześniu. Każdego dnia coś się dzieje i zawsze spotykam się z bardzo
pozytywnymi nowymi wyzwaniami i doświadczeniami. Ale zacznijmy może od początku: jak właściwie
dowiedziałam się o programie i w jaki sposób dokonałam wyboru projektu?

Myślę, że ważną kwestią w tej sprawie jest fakt, że w trakcie mojego licencjatu byłam przez
rok na Erasmusie. Co prawda przez rok, ale aż w dwóch różnych krajach (na Węgrzech i na Łotwie).
Mogę śmiało się zgodzić z powszechną opinią, że osobom po programie Erasmus zawsze jest mało
życia za granicą. Zresztą aż troje z czwórki moich współlokatorów brało wcześniej udział w programie
Erasmus. W trakcie mojego semestru w Budapeszcie usłyszałam od koleżanki o Europejskim Korpusie
Solidarności, jednak nie chciało mi się wierzyć, że wolontariat na tak przejrzystych i dobrych
warunkach naprawdę istnieje. Parę miesięcy później wpadłam na reklamę EKS na Facebook’u i
przyjrzałam się nieco bliżej temu programowi. Był to mój ostatni semestr licencjatu i byłam już
zdecydowana na gap year między studiami pierwszego i drugiego stopnia. Wtedy też zdecydowałam
się założyć konto i zaaplikować.

Byłam już od dawna pewna do jakiego kraju chciałabym pojechać – jestem absolutnie
zakochana w Słowenii. A więc najpierw wybrałam kraj, później projekt. Słowenia jest bardzo mała i
projektów nie ma tu aż tak dużo jak w większych krajach jak Niemcy czy Francja. Co kilka dni
wyszukiwałam wyjazdy konkretnie tutaj, aż w końcu pojawił się taki, który przykuł moją uwagę.
Moimi warunkami była przede wszystkim bliska odległość do Lublany (stolicy), ilość wolontariuszy
(nie chciałam być sama) i dobre zakwaterowanie. Chciałam również pracować w edukacji. Projekt w
Škofji Loce wydał się najlepszy ze wszystkich – jest to alpejskie miasto 25 kilometrów od Lublany,
naprawdę urocze. Proces rekrutacji był wyjątkowo przyjazny i przejrzysty, a sam projekt uważam za
bardzo transparentny. Na Facebooku jest grupa ’Kids in Action ESC volunteering project in Škofja
Loka’
, gdzie obecni wolontariusze dzielą się doświadczeniami i dokumentują swój projekt.
Wolontariuszy jest tu piątka, czasem szóstka: obecnie jestem tu ja, Štepan z Czech, Renaldas z Litwy,
Amparo z Hiszpanii i Alix z Francji. Wszyscy jesteśmy na rok i nikt nie zamierza kończyć projektu
wcześniej. Mieszkamy w wielkim mieszkaniu na starym mieście w Škofji Loce i każdy ma własny
pokój, mieszkanie jest naprawdę świetnie wyposażone, a koordynator kupuje nam rzeczy do
mieszkania według naszych potrzeb (od dobrych nożyczek kuchennych po blender kielichowy,
wystarczy poprosić). Za czynsz i utilities oczywiście nie płacimy, pokrywa to program.

Wszyscy pracujemy mniej lub więcej w edukacji. Pod skrzydłami programu są trzy świetlice,
trzy szkoły (dwie podstawowe i jedna specjalna) oraz centrum resocjalizacji dla trudnej młodzieży.
Podczas rekrutacji na plus jest jakiekolwiek doświadczenie w edukacji, pracy z dziećmi czy
projektowaniu warsztatów, jednak nie jest ono konieczne. Ja skończyłam tłumaczenia z niemieckiego
i angielskiego, a podczas studiów dodatkowo zrobiłam kursy z pedagogiki i psychologii szkolnej. To w
zupełności wystarczyło. Pracuję w szkole podstawowej (klasy 1-9) oraz w świetlicy, moja praca jest
zmianowa: jeden tydzień w szkole, drugi w świetlicy. Bardzo podoba mi się to, co tutaj robię. W
szkole wykorzystuję głównie moje umiejętności ze studiów (czasem przygotowuję lekcje, a czasem
wspieram merytorycznie dzieci z trudnościami w uczeniu się), a na świetlicy uczę się kreatywności i
opracowywania workshopów, spędzam też czas z dziećmi i pomagam im z językami. Chyba
największą nagrodą są dla mnie uśmiechy dzieci, które cieszą się na mój widok albo chcą się
przywitać i przytulić, gdy wpadnę na nie gdzieś poza pracą. Każdy z nas ma w swoich miejscach pracy
swoich mentorów, a poza tym mamy głównego koordynatora programu. Gdy tylko pojawi się jakiś
problem, szukamy wspólnie rozwiązania, a wszyscy są wobec nas bardzo wyrozumiali i wspierający.
Mogę śmiało powiedzieć, że na tym wolontariacie czuję się wspierana i motywowana, a współpraca
na linii wolontariusze-organizacja opiera się na wzajemnym szacunku. Nigdy nie jesteśmy też w żaden
sposób przepracowani, mamy transparentne i stałe godziny pracy i nikt nie wymaga od nas więcej.
Zwykle spędzam w swoich organizacjach 5-6 godzin dziennie. Jednak oczywiście praca wolontariacka
to nie wszystko, to tylko połowa doświadczeń i pięknych wspomnień, które tu kolekcjonuję 🙂

Moja organizacja od początku kładła bardzo duży nacisk na integrację, i to w każdym tego
słowa znaczeniu: integrację między wolontariuszami, z kulturą kraju, z lokalsami, z siecią pozostałych
wolontariuszy w Słowenii. Pierwsze dwa tygodnie projektu składały się głównie z aktywności
zbliżających nas do siebie – każdy dzień, od rana do wieczora, wypełniony był wspólnym czasem.
Zostaliśmy przedstawieni przeróżnym organizacjom w Loce, widzieliśmy wszystkie ważne miejsca
(byliśmy nawet w lokalnej bibliotece czy teatrze), spędzaliśmy też czas z mieszkańcami Loki, którzy
wyrazili chęć poznania nas. Byliśmy też kilka razy wszyscy razem w górach i na wycieczkach
rowerowych. Obecnie bardzo przydaje nam się właśnie ta sieć kontaktów, którą stworzyliśmy w ciągu
pierwszych kilku tygodni, nigdy tak naprawdę się nie nudzimy, bo jesteśmy praktycznie co weekend
zapraszani na wycieczki czy inne aktywności. Przypadkowo poznałam nawet dziewczynę z Polski,
która mieszka w Słowenii od 7 lat i pracuje w Loce. W listopadzie na szkoleniu poznaliśmy też resztę
wolontariuszy EKS ze Słowenii i spotykamy się często szczególnie z tymi mieszkającymi w naszej
okolicy (w Medvode, Kranju i Lublanie). Uwielbiam to jak otwarci są ludzie na wolontariacie i jak
łatwo jest nawiązać z nimi znajomości – każde z nas jest w podobnej sytuacji, daleko od domu i
większość z nas potrzebowała stworzyć swoją grupę przyjaciół i znajomych od podstaw.

Mój projekt ma najwięcej wolontariuszy ze wszystkich w Słowenii. Drugi najliczniejszy to
projekt w Medvode. Nasza piątka mieszka razem i stworzyliśmy małą, samowystarczalną rodzinkę.
Dogadujemy się wszyscy bardzo dobrze i sobie ufamy. Tak naprawdę wszystko robimy razem –
wycieczki, aktywności, obiady. Bardzo cieszę się, że nasz koordynator wybrał po jednej osobie z
każdego kraju, gdyż dzięki temu nikt nie czuje się pominięty, bo wszystkie rozmowy są zawsze po
angielsku. Myślę, że bardzo dużo wyciągam z tych przyjaźni i uczę się naprawdę wiele z mieszkania z
czwórką osób międzynarodowych. Każde z nas ma też inne zwyczaje, inną kuchnię, inne
światopoglądy i doświadczenia. Bardzo doceniam te różnice i cieszę się, że dzięki programowi
mogłam poznać i zaprzyjaźnić się z tak wspaniałymi ludźmi.

Jeśli chodzi o czas wolny, w teorii mamy dwa dni wolne w miesiącu. W praktyce program jest
bardzo elastyczny i jeśli poprosimy dostatecznie wcześnie, możemy tak naprawdę wziąć więcej
wolnego, organizacja musi tylko wyrazić na to zgodę. Słowenia ma niesamowicie dużo do
zaoferowania, szczególnie osobom lubiącym sport i aktywność na dworze. Góry, jeziora, lasy,
przepiękne widoki – myślę, że to jeden z moich ulubionych krajów. Praktycznie raz w tygodniu wspinam
się ze współlokatorami lub znajomymi na jakąś górę, mniejszą lub większą. Mieszkanie w Alpach
zapewnia mi niesamowicie dużo wrażeń. Jak na razie najwyższy szczyt, który zdobyłam w Słowenii,
wynosi 2014 m.n.p.m. Również położenie tego malutkiego kraju jest wprost genialne – to świetna baza
wypadowa do Węgier, Włoch, Austrii czy Bałkanów. W ciągu ostatnich paru miesięcy byłam
już w Serbii, Włoszech, Węgrzech i Chorwacji. Pociągi i busy są bardzo tanie, dzięki temu
przemieszczanie się między sąsiadami Słowenii nie jest trudne. Dodatkowo, cena transportu
publicznego w Słowenii w weekendy jest obniżana o 75%, dla wszystkich. Dzięki temu kraj można
zwiedzić za grosze.

Nasza organizacja zapewnia nam też wiele zajęć dodatkowych. Regularnie dostępne są zajęcia
ze słoweńskiego oraz z malowania. To właśnie o kursie słoweńskiego chciałabym napisać tutaj kilka
słów. Jest to język słowiański, nie tak podobny do polskiego jak słowacki czy czeski, jednak nadal ma
on niesłychanie dużo wspólnego z polskim. Tylko po 5 miesiącach spędzonych tutaj, już na spokojnie
komunikuję się i mówię po słoweńsku. Nie wynoszę tego wszystkiego tylko z zajęć, ale wiele łapię ze
słuchu. Dodatkowo, dzieci w szkole czy w świetlicy często uczą mnie słów, chociażby pokazując mi
rzeczy i mówiąc ich nazwy. Jestem zaskoczona tym jak szybko przyszła mi znajomość tego nowego dla
mnie języka, bo na Węgrzech i Łotwie nie nauczyłam się wiele. Oczywiście głównym powodem jest ta
sama grupa językowa oraz praca w środowisku głównie słoweńskim. Najmłodsze dzieci, z którymi mam
do czynienia (pierwsza czy druga klasa podstawówki) po angielsku nie mówią w ogóle, więc była też
potrzeba zrozumienia się z nimi.

Słowenia to kraj bardzo przyjazny obcokrajowcom. Niemal wszyscy mówią po angielsku, a jeśli
zdarzy się ktoś kto nie mówi, na spokojnie można poradzić sobie z polskim lub łamanym słoweńskim.
Czuję się tu świetnie i możliwe, że zostanę na studia magisterskie. Zostało mi jeszcze 7 miesięcy
projektu i nie mogę się doczekać cieplejszych dni. Ostatnie 5 miesięcy było pełne pięknych doświadczeń
i nie zmieniłabym za nic mojej decyzji o przyjeździe tutaj. Mogę Wam z całego serca polecić Kids in
Action 10
(tak nazywa się nasz projekt). Z pewnością nie pożałujecie.

Oliwka Prusek, wolontariuszka w Škofji Loce w Słowenii