Bo Austria jest naprawdę super.

W ciągu ostatnich miesięcy to zdanie było dla mnie nie tylko uzasadnieniem wielu moich decyzji, przyczyną podejmowania pewnych działań, a co za tym idzie poznawania wielu miejsc i ludzi, ale i wspaniałą refleksją, która kiełkowała w mojej głowie za każdym razem, gdy ten niewielki kraj pośrodku Europy oczarowywał mnie swoją codziennością.

Nie pamiętam dnia, w którym podjęłam decyzję o aplikacji na wolontariat, który obecnie realizuję. Nie wiem nawet, co zachęciło mnie do złożenia mego zgłoszenia. Wiem natomiast, jakie odczucia musiały mi towarzyszyć podczas pisania listu motywacyjnego. Wiem, bo byłam zła. Pozbawiona motywacji i wkurzona, na pewno nie wierzyłam, że mi się uda. Od dwóch miesięcy zdążyłam zaaplikować na piętnaście podobnie pięknie brzmiących wolontariatów, a oni wszyscy zdążyli mi już piętnaście razy pięknie podziękować i życzyć powodzenia gdzie indziej. Dlatego tym razem napisałam po prostu tak: „Nie mogę zagwarantować, że ten list motywacyjny będzie najlepszym, jaki do Państwa trafi. Jednak chciałabym dać szczerą gwarancję, że to dołożę wszystkich moich starań, by spełnić Państwa najbardziej wygórowane oczekiwania.” Tak po prostu. Czyli dokładnie tak jak Austriacy lubią najbardziej. I wiecie co? Zadziałało. Dlaczego? Bo Austria jest naprawdę super.

Następnie nastąpiła cała seria dziwnych, zupełnie nowych i z każdym krokiem bardziej ekscytujących dla mnie zdarzeń, o których nie będę tutaj pisać, ponieważ każdy, przenosząc się w pojedynkę w miejsce, o którym kreował wielkie wyobrażenia, skreślając dni w swym (polskim jeszcze) kalendarzu. Ale na pewno warto wspomnieć o pierwszym września — dniu, który zapisał się w mej pamięci jako ziszczenie wszystkich moich przygotowań, jako najbardziej wyczekiwane i najbardziej słoneczne przekroczenie granicy w moim życiu. Dosłownie i w przenośni. Jeszcze nigdy pogoda nie sprzyjała mi tak bardzo, jak wtedy, chociaż jak się później okazało, wcale nie była wyjątkowa. Bo ostatni miesiąc wakacji w całej Austrii charakteryzował się niezwykle piękną pogodą. Oczywiście jest to drugorzędna cecha, bo pierwszą naturalnie jest to, że ten okres był po prostu super.

Czego nauczył mnie pierwszy miesiąc na obczyźnie? Tego, że czasami warto zapomnieć angielskiego, bo nie wszystko jest możliwe do przetłumaczenia. Że o swoich problemach można mówić prostym językiem i dalej być zrozumianym. Że są miasta na tym świecie, które sprawiają, że czujesz się ,,zaopiekowany”, a Wiedeń do nich należy. Że osoba taka jak ja, składająca się z codziennie podejmowanych decyzji, musi kiedyś stanąć w obliczu tego, że konieczność ich zmiany nieubłaganie definiuje postrzeganie świata, w którym żyję. Ale ponad wszystko, przekonałam się, że nie tylko posługuję się, ale i mam szansę nauczać najbardziej unifikującego języka na tym świecie — matematyki. I moja praca właśnie na tym polega. Jestem asystentką nauczyciela, która ma za zadanie służyć pomocą w lekcjach matematyki, niemieckiego i angielskiego. Przygotowuję karty pracy, quizlety, kahooty, ale przede wszystkim codziennie uczestniczę w procesie nauczania moich podopiecznych. I chociaż czując ciężar odpowiedzialności nie jest łatwo, to nie mogłabym wyobrazić sobie roli, w której czułabym się lepiej. I nie mam wątpliwości, że wszystkie te czynniki, które składają się na moją obecną sytuację mogły zdarzyć się tylko tutaj. Dlaczego? Bo Austria niesie ze sobą mnóstwo inspiracji, oczarowuje swoją bogatą historią, oferuje nie tylko ład ale i wielokulturowość, nowoczesność pozwalając na ich swobodną fuzję. No i to w niej jest po prostu super. Mój wolontariat planowany jest na dziewięć miesięcy a będąc zupełnie szczerą, już po trzech miesiącach mogę przyznać, że przerósł moje oczekiwania. Na dowód opisywanych zjawisk i odbytych przygód pozwalam sobie zaprezentować krótką fotorelację.